» Recenzje » Blefuj

Blefuj


wersja do druku

Ble! Fuj!

Redakcja: Joanna 'Ysabell' Filipczak
Ilustracje: Rebel.pl

Blefuj
Mówi się, że każda potwora znajdzie swojego amatora. Podobnie jest z mało popularnymi stworzeniami. Skorpiony i pająki mają swoich miłośników, wystarczająco wielu, aby znaleźć sobie miejsce w wygodnym terrarium u jakiegoś fanatyka stworzeń z ponadprogramową ilością nóg. A nawet jeśli danego zwierzęcia nie da się nawet pogłaskać, to i tak znajdzie się dla niego zastosowanie, na przykład na talerzu – w niektórych krajach karaluchy zjada się na plackach, żaby są w menu połowy francuskich restauracji, pieczony skorpion smakuje ponoć jak kurczak, ale bardziej chrupiący (to przez tą chitynową skorupkę), a w Kambodży ze smakiem wysysa się do sucha pajęcze nóżki.


Pająk, pluskwa, żaba, mucha,
Kto przygarnie karalucha?


Stąd stwierdzenie, że Blefuj jest grą o zwierzakach, których nikt nie lubi, jest przesadą – niektórzy po prostu muszą dodać ketchup. Co nie zmienia faktu, że mało popularne brzydactwa stały się tematem gry planszowej o prostych zasadach i wręcz niesamowitej – jak na jej prostotę – grywalności.

Ostatnio trafiają mi się planszówki, których zasady można wytłumaczyć w kilku słowach. Tak było poprzednio z Pitchcarem i tak jest teraz z Blefuj – zasada jest jedna – przekaż zakrytą kartę innemu graczowi, mówiąc nazwę jednego z ośmiu używanych w grze nieprzyjaznych zwierząt. Jeśli ten gracz uzna, że kłamiesz, a mówisz prawdę, musi wziąć kartę i położyć odkrytą przed sobą. Podobnie się dzieje, jeśli adwersarz stwierdzi, że mówisz prawdę, a blefujesz. Wyzwany gracz może odmówić zgadywania, podejrzeć kartę i przekazać ją kolejnej osobie, podając swoją nazwę, która nie musi być zgodna z wcześniejszą. Osoba, która zbierze cztery takie same karty, bądź skończą mu się te na ręce, przegrywa. I to już wszystko!


Szczur? A właśnie, że nie!


Z powodu prostoty zasad początkowo nie wierzyłem w Blefuj. Po samej lekturze instrukcji spodziewałem się że kolejne partie będą jedynie nudnym, losowym zgadywaniem przekazywanych mi brzydactw. Już pierwsze dziesięć minut rozgrywki udowodniło mi, że się myliłem, i że Blefuj - właśnie dzięki swojej prostocie - jest świetną grą, nad można spędzić niejeden wieczór z przyjaciółmi.

Najtrudniejszą częścią gry nie jest, jak można by się spodziewać, zgadniecie zakrytej karty, lecz umiejętne jej przekazanie. Ukrywanie emocji to podstawa – z twarzy początkujących graczy można niemalże wyczytać, czy mówią prawdę, czy też nie. Z czasem każdy wypracowuje własną metodę na pokonanie tej słabości – jedni grają z kamienną twarzą, inni nie patrzą na rywali, niektórzy ukrywają swój blef pod uśmiechem – każdy sposób jest dobry, jeśli jest skuteczny i utrudnia przeciwnikowi zadecydowanie, czy naprawdę pod koszulką jest szczur, czy też zdradziecko czai się tam skorpion.

Gra w trzy bądź cztery osoby toczy się w niesamowitym tempie, nie pozostawiając wiele czasu do namysłu. Jeśli nie umiemy się zdecydować, czy nasz przeciwnik podkłada nam świnię (przysłowiową – świni w grze nie ma, mimo, że też jest średnio lubiana), możemy kartę przekazać dalej – ale to jeszcze nie znaczy, że jesteśmy wolni od zagrożenia. Po dziesięciu minutach gry zwykle okazuje się, że każdy z graczy ma już po trzy karty jednego typu i rywalizacja robi się naprawdę napięta i emocjonująca.

Dynamika siada jednak, im więcej graczy znajduje się przy stole. Zgodnie z instrukcją można grać na sześciu graczy – w praktyce doszliśmy nawet do ośmiu zawodników. Niestety, już przy sześciu gra wyraźnie spowalnia i niektórzy gracze czekają czasem na swoją kolej, zwłaszcza, gdy dwóch ambitnych graczy postanowi urządzić sobie pojedynek między sobą o to, kto lepiej blefuje.


Żaba!


Do Blefuj wracaliśmy z przyjaciółmi z niesłabnącym entuzjazmem niezależnie od ilości rozegranych partii. Ta gra praktycznie się nie nudzi, a jako że jest to tylko talia sześćdziesięciu czterech kart, można ją spokojnie przenosić nawet w kieszeni. Grać można w namiocie, na polanie w lesie, w knajpie podczas czekania na zamówione żabie udka, na przerwie w szkole, innymi słowy za każdym razem, gdy ma się wolną chwilę i nieco powierzchni na rozkładanie kart. Z czasem po kolejnych partiach każdy z graczy wypracuje własną metodę na rozgrywkę i najskuteczniejszy blef – grając z prawdziwymi mistrzami najlepiej nie próbować przejrzeć ich oszustwa, lecz zwyczajnie zgadywać, czy pod kartą kryje się prawda, czy fałsz. Ten sposób pozwala na zwycięstwo osobie, która gra po raz pierwszy.

Zresztą kolejnym moim spostrzeżeniem podczas rozgrywek było, że gra znakomicie łączy ludzi różnych zainteresowań, ba, nawet ludzi różnych pokoleń. Przy tej grze ośmiolatek może spokojnie rywalizować ze swoim dziadkiem, a kasynowy laik z zawodowym pokerzystą – element blefu daje mnóstwo radości, a możliwość zwykłego zgadywania, opartego na tylko dwóch możliwościach (prawda – fałsz), sprawia, że nawet Ci, co do oszukiwania bliźnich mają niewielką smykałkę, mają szansę na zwycięstwo.


To na rysunku to karaluch, czy chrabąszcz?


Największy zarzut w stosunku do gry dotyczy wykonania. Choć technicznie Blefuj przedstawia się bardzo dobrze (z grubymi kartami i wygodnym, niedużym pudełkiem oraz estetyczną i jasno spisaną instrukcją), to strona graficzna gry jest kompletną, całkowitą porażką. Najwyraźniej twórcy uznali, że skoro gra się stworzeniami charakteryzującymi się, no, co najwyżej przeciętną urodą, to obrazki również mogą być nienajwyższych lotów.

Niestety, grafika w grze jest po prostu tragiczna – rysunki poszczególnych robali wyglądają jakby rysowali je przedszkolacy. Każdy robak to plama złożona z kilku wielokątów zaznaczonych jednym kolorem. Mamy do tego jeszcze korespondujący z nim kolor tła. Śmiem twierdzić, że gorszych rysunków w grze planszowej jeszcze nie widziałem – a miałem do tej pory kilku innych faworytów do tego niechlubnego tytułu. Na szczęście to nie oprawa graficzna jest najważniejsza w grze planszowej, dlatego w ostatecznym rozrachunku ma nieduży wpływ na ocenę gry.

Do rozgrywki mam w zasadzie jedno zastrzeżenie – w dwie osoby nie działa zbyt dobrze. Choć teoretycznie jest możliwa i w instrukcji ma swoje własne zasady, to jednak nie dawała większej radości i opierała się bardziej na zgadywaniu, niż na blefie – zdecydowanie polecam zabawę w większym gronie.

Trudno mi w to uwierzyć, ale nie jestem w stanie znaleźć żadnych innych wad Blefuj. Za niewielką cenę (oczywiście na rynku planszówek – jak na talię sześćdziesięciu czterech kart gra wychodzi drogo) otrzymujemy grę, która jest w stanie pomóc rozruszać każdą imprezę i umilić wakacyjny wyjazd. Od czasu, kiedy pierwszy raz siądziesz do rozgrywki z przyjaciółmi, już nigdy nie uznasz pluskwy za paskudne, złe stworzonko (chyba, że właśnie spowoduje twoją przegraną), a pająki mogą wydać się nawet przyjazne.

Autor podsumowuje:
Jednym słowem: znakomita
Polecam: wszystkich lubiących szybkie, dobre gry imprezowe.
Odradzam: nie odradzam. Gra dla każdego.
Największe zalety: bardzo atrakcyjna rozgrywka, dużo śmiechu podczas gry
Największe wady: paskudne rysunki owadów

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


9.0
Ocena recenzenta
6.75
Ocena użytkowników
Średnia z 18 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 2
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Blefuj (Kakerlaken-Poker)
Typ gry: imprezowa
Projektant: Jacques Zeimet
Ilustracje: Rolf Vogt
Wydawca oryginału: Drei Magier Spiele
Data wydania oryginału: 2007
Wydawca polski: REBEL.pl
Liczba graczy: 2 - 6 osób
Wiek graczy: od 8 lat
Czas rozgrywki: ok. 15 - 20 minut
Cena: 29,90 zł



Czytaj również

X-Men: Bunt mutantów
Tacy sami, a mutant między nami
- recenzja
Odjechane Jednorożce: Bez cenzury
Konie w galopie?
- recenzja
Marvel: Rękawica Nieskończoności
List miłosny do Thanosa
- recenzja
Zona: Sekret Czarnobyla
Zona wzywa!
- recenzja
Fallout Shelter
Budujemy nowy schron, jeszcze jeden nowy schron…
- recenzja

Komentarze


Neurocide
   
Ocena:
0
Z moich doświadczeń wynika, ze gra się szybko wypala. Pierwsze wrażenie jest dobre, lecz po kilku grach, niekoniecznie w krótkich odstępach, najzywczajniej się nudzi. Odgrzać kotleta mozna gdzies na wyjeżdzie, wśód znajomych, którzy w planszówki niegrali, lub niegrali jeszcze w blefuja.

Zdecydowanie wolę Sałatkę z Karaluchami, śmiechu jest więcej, i gra wytrzymuje dłużej.
04-12-2008 10:48
Fenran
    szybko się nudzi
Ocena:
0
Ten aspekt gry ciężko jest ocenić w recenzji - jak wiadomo, recenzent nie ma nieograniczonego czasu na wysmażenie recenzji, stara się też grać z różnymi ludźmi żeby sprawdzić, czy wszyscy dobrze się bawią. Trudno jest więc powiedzieć, czy po trzech miesiącach grania emocje są takie same (zapewne nie są).

Inna sprawa, że w Blefuja grałem długo, z bardzo licznymi grupami osób i niekiedy przez wiele godzin, a i tak nie odczuwam znudzenia, a przez ostatnie kilka tygodni każde spotkanie ze znajomymi zawiera w sobie partyjkę Blefuja.
04-12-2008 20:23
AdamWaskiewicz
   
Ocena:
0
A mi akurat ilustracje się podobają - vzytelne, a co do estetyki, to kwestia gustu.
Wspomniana Kakerlaken Salad kompletnie mi nie podeszła, zawiodłem się na niej jak na mało której grze. Niby tematyka podobna, mechanizmy też zbliżone, a jakoś nie podobała mi się zupełnie - może to kwestia tego, że zamiast knucia i blefowania, w tamtej grze ważny jest refleks (którego za grosz nie mam), i potencjalnie może ona ciągnąć się w nieskończoność.
Jak na lekką, łatwą i przyjemną grę imprezową Blefuj zdecydowanie plasuej się w mojej czołówce - dorównywać mu może chyba tylko Land Unter.
08-12-2008 21:10

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.