Keltis
Gra roku 2008?
Autor: Szymon 'neishin' Szweda
Redakcja: Joanna 'Ysabell' FilipczakIlustracje: Szymon 'neishin' Szweda
Spiel des Jahres jest w naszym planszowym środowisku nagrodą dość prestiżową. Niestety, wraz z kolejnymi edycjami część fanów gier planszowych (i nie tylko) zaczyna postrzegać ją jak fani filmu Nagrodę Akademii Filmowej (czyli popularnego Oscara). Mimo tego, że na rynku pojawiają się gry nowatorskie mechanicznie i niesamowite pod względem wydawniczym, nagrodę dostaje średniak. Średniak autorstwa Knizii, ale ciągle średniak. A może pod płaszczykiem "Zaginionych Miast Upgraded" kryje się coś więcej?
Keltis jest wydany bardzo dobrze, ale nie ustrzegł się kilku błędów. Plansza jest wielka, twarda i graficznie dobrze wpisuje się w celtyckie klimaty (węzły, symbole i zielony kolor – czego chcieć więcej?). Drewniane pionki i (obowiązkowy z grach typu german) znacznik koloru danego gracza do położenia przed sobą – jest. Są i znaczniki z twardego kartonu, a także karty – również twarde. Minusy są minimalne – niekiedy kolory ścieżek na planszy się zlewają, a karty trudno się tasuje przy ich twardości. Niemniej, są to tak małe problemy, że ich wytykanie to prawie czepialstwo. W tym dziale jest zatem bardzo dobrze.
Dr Knizia ma to do siebie, że czasem wraca do mechaniki swoich starych gier, dodaje to i owo i sprzedaje je jeszcze raz. Nie, nie mam mu tego za złe, przecież najbardziej lubimy piosenki, które już znamy. Niemniej, to jedna z takich melodii.
Na planszy jest pięć ścieżek, każda w innym kolorze. Zadaniem graczy jest wystawianie kart oznakowanych kolorem oraz cyfrą od 0 do 10 (w dwóch kopiach każdego zestawu kolorów) malejąco lub rosnąco. Wystawienie nowej karty powoduje przesunięcie pionka na danej ścieżce o 1 krok, a im dalej tym więcej punktów się otrzymuje.
Dodatkowo na każdej ścieżce rozstawione są zakryte żetony, które zawsze mają jakiś pozytywny skutek dla tego gracza, który stanie na nich jako pierwszy. Może to być darmowy ruch o jedno pole (tutaj fajnym patentem jest to, że gracz wybiera, którym pionkiem chce się ruszyć, co może powodować reakcję łańcuchową), punkty zwycięstwa lub kamień szczęścia (które dają dodatkowe punkty na końcu rozgrywki).
Brzmi jak Zaginione Miasta? Nie bez powodu przy każdej recenzji pojawia się porównanie do tej pozycji. Oczywiście Keltis ma tą przewagę, że przeznaczony jest dla 4. osób (przy maksymalnie 2. w Zaginionych Miastach) no i każdorazowe losowe ustawianie żetonów na ścieżkach sprawia, że żadna rozgrywka nie będzie taka sama.
Jak widać zasady są niesamowicie proste i rzeczywiście Keltis bawi. Mnie bawił przez jakieś 10 partii, potem nie miałem już ochoty do niego siadać. Zerowa interakcja między graczami powoduje, że jest to świetna gra rodzinna. Powiem nawet więcej – jak na razie jest to mój faworyt jeżeli wprowadzamy nową osobę w świat planszówek nie spod znaku Monopoly.
Keltis jest także straszliwie losowy i właściwie to, co robimy na planszy niewiele nam da jeżeli na rękę nie przyjdą nam odpowiednie karty. Oczywiście obserwacja tego, co wystawili już inni gracze pomaga w rozgrywce, ale po raz kolejny – tutaj liczy się fart przy ciągnięciu kart. Mnie to nie przeszkadza, ale od razu ostrzegam fanów gier nielosowych, że może to być dla nich powód, dla którego Keltisa należy omijać.
Czy Keltis zasługiwał na Spiel des Jahres? Według mnie zupełnie nie. Gra jest w całkowicie wtórna, a dodatkowo jakaś taka bez polotu. O wiele chętniej na miejscu zwycięzcy widziałbym Agricolę (mimo że ten symulator rolnika także ma swoje wady). Jednak Knizia powinien był dostać tę nagrodę, można więc spokojnie uznać, że tytuł Spiel des Jahres przyznano mu raczej za całościowy dorobek, niż za tę jedną grę.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Zewnętrze
Keltis jest wydany bardzo dobrze, ale nie ustrzegł się kilku błędów. Plansza jest wielka, twarda i graficznie dobrze wpisuje się w celtyckie klimaty (węzły, symbole i zielony kolor – czego chcieć więcej?). Drewniane pionki i (obowiązkowy z grach typu german) znacznik koloru danego gracza do położenia przed sobą – jest. Są i znaczniki z twardego kartonu, a także karty – również twarde. Minusy są minimalne – niekiedy kolory ścieżek na planszy się zlewają, a karty trudno się tasuje przy ich twardości. Niemniej, są to tak małe problemy, że ich wytykanie to prawie czepialstwo. W tym dziale jest zatem bardzo dobrze.
Mechanika
Dr Knizia ma to do siebie, że czasem wraca do mechaniki swoich starych gier, dodaje to i owo i sprzedaje je jeszcze raz. Nie, nie mam mu tego za złe, przecież najbardziej lubimy piosenki, które już znamy. Niemniej, to jedna z takich melodii.
Na planszy jest pięć ścieżek, każda w innym kolorze. Zadaniem graczy jest wystawianie kart oznakowanych kolorem oraz cyfrą od 0 do 10 (w dwóch kopiach każdego zestawu kolorów) malejąco lub rosnąco. Wystawienie nowej karty powoduje przesunięcie pionka na danej ścieżce o 1 krok, a im dalej tym więcej punktów się otrzymuje.
Dodatkowo na każdej ścieżce rozstawione są zakryte żetony, które zawsze mają jakiś pozytywny skutek dla tego gracza, który stanie na nich jako pierwszy. Może to być darmowy ruch o jedno pole (tutaj fajnym patentem jest to, że gracz wybiera, którym pionkiem chce się ruszyć, co może powodować reakcję łańcuchową), punkty zwycięstwa lub kamień szczęścia (które dają dodatkowe punkty na końcu rozgrywki).
Brzmi jak Zaginione Miasta? Nie bez powodu przy każdej recenzji pojawia się porównanie do tej pozycji. Oczywiście Keltis ma tą przewagę, że przeznaczony jest dla 4. osób (przy maksymalnie 2. w Zaginionych Miastach) no i każdorazowe losowe ustawianie żetonów na ścieżkach sprawia, że żadna rozgrywka nie będzie taka sama.
Dla kogo?
Jak widać zasady są niesamowicie proste i rzeczywiście Keltis bawi. Mnie bawił przez jakieś 10 partii, potem nie miałem już ochoty do niego siadać. Zerowa interakcja między graczami powoduje, że jest to świetna gra rodzinna. Powiem nawet więcej – jak na razie jest to mój faworyt jeżeli wprowadzamy nową osobę w świat planszówek nie spod znaku Monopoly.
Keltis jest także straszliwie losowy i właściwie to, co robimy na planszy niewiele nam da jeżeli na rękę nie przyjdą nam odpowiednie karty. Oczywiście obserwacja tego, co wystawili już inni gracze pomaga w rozgrywce, ale po raz kolejny – tutaj liczy się fart przy ciągnięciu kart. Mnie to nie przeszkadza, ale od razu ostrzegam fanów gier nielosowych, że może to być dla nich powód, dla którego Keltisa należy omijać.
Spiel des Jahres
Czy Keltis zasługiwał na Spiel des Jahres? Według mnie zupełnie nie. Gra jest w całkowicie wtórna, a dodatkowo jakaś taka bez polotu. O wiele chętniej na miejscu zwycięzcy widziałbym Agricolę (mimo że ten symulator rolnika także ma swoje wady). Jednak Knizia powinien był dostać tę nagrodę, można więc spokojnie uznać, że tytuł Spiel des Jahres przyznano mu raczej za całościowy dorobek, niż za tę jedną grę.
Dziękujemy firmie Rebel.pl za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Galeria
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1
Obecnie grają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Mają w kolekcji: 1
Obecnie grają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Keltis
Typ gry: strategiczna
Wydawca oryginału: Galakta
Data wydania oryginału: 2008
Wydawca polski: Kosmos
Liczba graczy: od 2 do 4
Wiek graczy: od 12 lat
Czas rozgrywki: ok. 30 min.
Cena: 95 zł
Typ gry: strategiczna
Wydawca oryginału: Galakta
Data wydania oryginału: 2008
Wydawca polski: Kosmos
Liczba graczy: od 2 do 4
Wiek graczy: od 12 lat
Czas rozgrywki: ok. 30 min.
Cena: 95 zł