Konkurencja
Kiedy tylko dowiaduję się, że światło dzienne ujrzy kolejna polska gra, to podchodzę do niej z pewnym powątpiewaniem. Może powodem jest mój wrodzony "polaczkizm", bo na pewno nie przekonanie, że nasi rodacy nie potrafią stworzyć wypasionej gry (np. Hexa, Inwigilację czy, nie wydane jeszcze, Rice Wars oceniam bardzo wysoko). Tak też było w przypadku Konkurencji, która nie dość, że polska, to jeszcze ukazuje się nakładem malutkiego krakowskiego wydawnictwa. Czy miałem rację obawiając się ten produkcji? Nie uprzedzajmy jednak faktów, odpowiedź przyniosą kolejne akapity.
Pierwsze wrażenie jest ważne, co do tego nie ma wątpliwości. W tym akurat aspekcie Konkurencja wywołała u mnie mieszane uczucia. Paczka, którą otrzymałem od Poczty Polskiej, była kompletnie zmasakrowana. Wina, oczywiście, leży po stronie wyżej wymienionej instytucji, ale pakowanie gry w pudełko o gramaturze papieru, używanego do ksero to jednak pewne nieporozumienie. Nieporozumienie tym większe, że przecież gry w rodzaju party games (a tak właśnie reklamuje Konkurencję producent) często wynosi się z domu w plecaku, by je na rzeczone party dostarczyć. Wielki minus, który od razu zostaje złagodzony przez zawartość zmiętoszonego pudełka. Elementy gry są solidne, co do tego nie ma wątpliwości. I plansze (cztery sztuki), i żetony (od razu zapakowane w woreczek strunowy, co jest kolejnym plusem), i karty są takie jak należy, również pod względem graficznym. Powiem szczerze - planszą można by chyba kogoś zabić, taka jest twarda. Wykonanie zatem oceniam na mocne 4 (byłoby więcej, ale to pudełko…).
Gracze wcielają się we właścicieli sklepów, z których każdy ma inną zasadę specjalną. W swojej turze losowo dobierają klientów, po czym wydają punkty akcji, by wyłożyć ich w sklepie swoim lub przeciwnika, zagrać kartę czy też pozbyć się kłopotliwego klienta, którego podrzucił im inny gracz. Celem rozgrywki jest jak najszybsze sprowadzenie do siebie piętnastu klientów. Oprócz zwykłych zakupowiczów mamy także bogaczy (liczą się jako dwaj klienci), grubasów (zajmują dwa pola), złodziei (kradną karty), brudasów (odrzucają innych klientów) oraz kretynów (którzy w ogóle nie liczą się jako klienci). Wadą, która rzuca się w oczy od razu po przejrzeniu zawartości pudełka, jest mocne niezbilansowanie zasad sklepów. Jeden, przykładowo, pozwala raz na całą grę zamienić grubasa w zwykłego klienta, podczas gdy inny przez cały czas trwania rozgrywki zabezpieczony jest przed kretynami. Gracze, którzy mają szczęście na początku rozgrywki przy losowaniu sklepów, są od razu w lepszej sytuacji.
W grach towarzyskich, z angielska zwanych party games, najbardziej cenię proste zasady. Powinny być takie, by dało się je bezproblemowo i szybko wytłumaczyć ludziom, którzy z planszówek kojarzą Grzybobranie, Monopol czy Mastermind. To się w Konkurencji sprawdza – zasady zajmują dwie strony A4, a ich wytłumaczenie zajmuje dwie minuty, nawet jeżeli ktoś ma jakieś pytania. Jednocześnie zasady gry towarzyskiej, mimo że proste, nie powinny być prostackie. Rozumiem przez to zbyt małe skomplikowanie gry (czy to w zasadach, mechanice czy różnorodności), które odzwierciedlane jest w małej interakcji pomiędzy graczami czy monotonii rozgrywki. Niestety jest to główny grzech Konkurencji. Tury wyglądają kropka w kropkę tak samo. Co więcej – gra w założeniu ma być zabawna (sugerują to chociażby teksty na kartach czy nazwy sklepów), jednak jest to humor tak podwórkowy, że przy stole nie uśmiecha się nikt.
Podsumowując, Konkurencja wydaje mi się produktem, który próbuje się sprzedać na ogólnej popularności gier planszowych w naszym kraju. Poza naprawdę świetnym wykonaniem elementów znajdujących się wewnątrz pudełka, gra ma stosunkowo niski poziom. Zbyt prosta mechanika, zbyt niska grywalność. Poza tym - co to za party game na maksymalnie 4 osoby? Nie wiem jak u autorów, ale kiedy ja organizuję planszówkową imprezę, to raczej celowałbym w sześć i więcej osób. Szukasz gry na imprezy w tym przedziale cenowym? Łykaj Spadamy.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Pierwsze wrażenie jest ważne, co do tego nie ma wątpliwości. W tym akurat aspekcie Konkurencja wywołała u mnie mieszane uczucia. Paczka, którą otrzymałem od Poczty Polskiej, była kompletnie zmasakrowana. Wina, oczywiście, leży po stronie wyżej wymienionej instytucji, ale pakowanie gry w pudełko o gramaturze papieru, używanego do ksero to jednak pewne nieporozumienie. Nieporozumienie tym większe, że przecież gry w rodzaju party games (a tak właśnie reklamuje Konkurencję producent) często wynosi się z domu w plecaku, by je na rzeczone party dostarczyć. Wielki minus, który od razu zostaje złagodzony przez zawartość zmiętoszonego pudełka. Elementy gry są solidne, co do tego nie ma wątpliwości. I plansze (cztery sztuki), i żetony (od razu zapakowane w woreczek strunowy, co jest kolejnym plusem), i karty są takie jak należy, również pod względem graficznym. Powiem szczerze - planszą można by chyba kogoś zabić, taka jest twarda. Wykonanie zatem oceniam na mocne 4 (byłoby więcej, ale to pudełko…).
Gracze wcielają się we właścicieli sklepów, z których każdy ma inną zasadę specjalną. W swojej turze losowo dobierają klientów, po czym wydają punkty akcji, by wyłożyć ich w sklepie swoim lub przeciwnika, zagrać kartę czy też pozbyć się kłopotliwego klienta, którego podrzucił im inny gracz. Celem rozgrywki jest jak najszybsze sprowadzenie do siebie piętnastu klientów. Oprócz zwykłych zakupowiczów mamy także bogaczy (liczą się jako dwaj klienci), grubasów (zajmują dwa pola), złodziei (kradną karty), brudasów (odrzucają innych klientów) oraz kretynów (którzy w ogóle nie liczą się jako klienci). Wadą, która rzuca się w oczy od razu po przejrzeniu zawartości pudełka, jest mocne niezbilansowanie zasad sklepów. Jeden, przykładowo, pozwala raz na całą grę zamienić grubasa w zwykłego klienta, podczas gdy inny przez cały czas trwania rozgrywki zabezpieczony jest przed kretynami. Gracze, którzy mają szczęście na początku rozgrywki przy losowaniu sklepów, są od razu w lepszej sytuacji.
W grach towarzyskich, z angielska zwanych party games, najbardziej cenię proste zasady. Powinny być takie, by dało się je bezproblemowo i szybko wytłumaczyć ludziom, którzy z planszówek kojarzą Grzybobranie, Monopol czy Mastermind. To się w Konkurencji sprawdza – zasady zajmują dwie strony A4, a ich wytłumaczenie zajmuje dwie minuty, nawet jeżeli ktoś ma jakieś pytania. Jednocześnie zasady gry towarzyskiej, mimo że proste, nie powinny być prostackie. Rozumiem przez to zbyt małe skomplikowanie gry (czy to w zasadach, mechanice czy różnorodności), które odzwierciedlane jest w małej interakcji pomiędzy graczami czy monotonii rozgrywki. Niestety jest to główny grzech Konkurencji. Tury wyglądają kropka w kropkę tak samo. Co więcej – gra w założeniu ma być zabawna (sugerują to chociażby teksty na kartach czy nazwy sklepów), jednak jest to humor tak podwórkowy, że przy stole nie uśmiecha się nikt.
Podsumowując, Konkurencja wydaje mi się produktem, który próbuje się sprzedać na ogólnej popularności gier planszowych w naszym kraju. Poza naprawdę świetnym wykonaniem elementów znajdujących się wewnątrz pudełka, gra ma stosunkowo niski poziom. Zbyt prosta mechanika, zbyt niska grywalność. Poza tym - co to za party game na maksymalnie 4 osoby? Nie wiem jak u autorów, ale kiedy ja organizuję planszówkową imprezę, to raczej celowałbym w sześć i więcej osób. Szukasz gry na imprezy w tym przedziale cenowym? Łykaj Spadamy.
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Typ gry: towarzyska
Ilustracje: Hubert Spala
Data wydania oryginału: 2007
Wydawca polski: Pole Position
Liczba graczy: od 2 do 4
Wiek graczy: od 7 lat
Czas rozgrywki: od 15 do 25 minut
Cena: 35,00 zł
Ilustracje: Hubert Spala
Data wydania oryginału: 2007
Wydawca polski: Pole Position
Liczba graczy: od 2 do 4
Wiek graczy: od 7 lat
Czas rozgrywki: od 15 do 25 minut
Cena: 35,00 zł