10-06-2007 15:33
Pionek
W działach: gry planszowe | Odsłony: 6
Na Pionku jak to na Pionku. Masa ludzi, masa gier i czasu tylko jakby za mało. To miłe uczucie, kiedy rozpoznajesz twarze. Z tym grałem w to, z tym w tamto, ten włazi na forum – myślę sobie – tylko jak tu ich wszystkich spamiętać. Tym razem Trzewik stanął na wysokości zadania i wreszcie mieliśmy fajne identyfikatory (choć czy to Trzewik, czy Goor lub kto inny – głowy nie dam). Drugi plus to zaopatrzenie – była woda, był sok i kubeczki, do tego paluszki.
Grałem w jakąś niespotykaną masę szalonych gier. Zaczęło się od Kingdoms – przyjemnej i szybkiej gry Knizi. Potem Kragmortha – czyli trudny żywot gobosa w bibliotece pana śmierci. Świetna gra imprezowa – niezły hardcor, kiedy patrzy się na graczy zmuszonych wzrokiem Rigor Mortisa do wykrzywiania swoich członków. Potem chyba seria w Santy Anno – przy której z rozkoszą rozpoznałem w graczach mieszkańców Tych. Następnie Cash and Guns, gdzie miałem okazję zaznajomić się z Kaduceuszem i Zielem. Gdzieś tam Space Dealer – na którego czekałem od poprzedniego pionka. Dalej morderczo męska rozgrywka w Niagarę, do której zaciągnęli mnie poprzednio wymienieni. Gdzieś tam znowu AvanataR, Veto i Goor zwerbowali mnie do niesamowitej gierki Squad Seven (o której będzie jeszcze na blogu). A żeby jeszcze dobić znów Duce, tym razem z Mati kazali grać w karcianą piłkę. Nie było oddechu, emocje, wykładanie kart, szaleństwo. I jeszcze Andre wskakuje z jakąś kościanką, w której kazano mi się ścigać z czasem i kulać i chapać pieniądze.
Potem obiad w pobliskim barze, potem konkurs gdzie dumnie walczyliśmy z Zielem o wyszarpanie jakiejś tam nagrody. Potem na dobitkę pół partii w Bonapartego. To był najfajniejszy z Pionków. Nie nudziłem się ni chwili. Cały czas akcja, akcja, akcja. Jedne zgrzyt, ale się przeboleje. Nie było nowego numeru Świata Gier Planszowych.
Grałem w jakąś niespotykaną masę szalonych gier. Zaczęło się od Kingdoms – przyjemnej i szybkiej gry Knizi. Potem Kragmortha – czyli trudny żywot gobosa w bibliotece pana śmierci. Świetna gra imprezowa – niezły hardcor, kiedy patrzy się na graczy zmuszonych wzrokiem Rigor Mortisa do wykrzywiania swoich członków. Potem chyba seria w Santy Anno – przy której z rozkoszą rozpoznałem w graczach mieszkańców Tych. Następnie Cash and Guns, gdzie miałem okazję zaznajomić się z Kaduceuszem i Zielem. Gdzieś tam Space Dealer – na którego czekałem od poprzedniego pionka. Dalej morderczo męska rozgrywka w Niagarę, do której zaciągnęli mnie poprzednio wymienieni. Gdzieś tam znowu AvanataR, Veto i Goor zwerbowali mnie do niesamowitej gierki Squad Seven (o której będzie jeszcze na blogu). A żeby jeszcze dobić znów Duce, tym razem z Mati kazali grać w karcianą piłkę. Nie było oddechu, emocje, wykładanie kart, szaleństwo. I jeszcze Andre wskakuje z jakąś kościanką, w której kazano mi się ścigać z czasem i kulać i chapać pieniądze.
Potem obiad w pobliskim barze, potem konkurs gdzie dumnie walczyliśmy z Zielem o wyszarpanie jakiejś tam nagrody. Potem na dobitkę pół partii w Bonapartego. To był najfajniejszy z Pionków. Nie nudziłem się ni chwili. Cały czas akcja, akcja, akcja. Jedne zgrzyt, ale się przeboleje. Nie było nowego numeru Świata Gier Planszowych.