Pandemic

Okularnicy górą!

Autor: Marcin 'Ezechiel' Zaród

Pandemic
Kiedy juwenalia obchodzi fizyka – swąd spalenizny unosi się w całym budynku. Kiedy do imprezy przyłączają się chemicy i medycyna – smród rozchodzi się po całym kampusie. Prawdziwe problemy zaczynają się, gdy do zabawy włącza się biochemia….

Pandemic opowiada o konsekwencjach takich juwenaliów. No dobra – może nigdzie nie napisano tego wprost. Pytanie brzmi: W jaki inny sposób cztery paskudne wirusy mogły rozprzestrzenić się na całej kuli ziemskiej? W takiej sytuacji do akcji wkracza ekipa najlepszych jajogłowych jakich Ziemia (czytaj U.S.A.) mogła wystawić. Oprócz lekarzy i naukowców, kawałek chwały czeka na budowlańców i dyspozytorów (Bo nie zna życia kto nie liczył równania belki jednostronnie podpartej…).

Mniejsza o genezę, zajmijmy się tym, co każdy okularnik lubi najbardziej: ratowaniem świata. Bez magicznych mieczy, bez czołgów i atomówek – tylko przy użyciu kart, pionków i planszy. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o Pandemicu, stwierdziłem, że nareszcie wymyślili coś dla sfrustrowanych studentów politechniki. Grę opartą na współpracy i wspólnym dążeniu do rozwiązania problemu. Ot taki ściślakowy odpowiednik Shadows over Camelot.

Minęło kilka miesięcy od premiery, emocje związane z tytułem nieco opadły – zobaczmy, więc czy gra przypadła do gustu świeżo upieczonemu absolwentowi, który właśnie wchodzi w świat mikroorganizmów.


Nie szata zdobi mikroba – oprawa graficzna


Pierwsze wrażenie jest dość zachęcające. Pudło jest niewielkie, chociaż twarde. Okładka – rodem z rasowej powieści sensacyjnej – zachęca do rozgrywki. Mamy latynosa, murzyna i kobietę, więc (zgodnie z filmografią) ciągle istnieje nadzieja.

Plansza, chociaż utrzymana w ciemnej tonacji, jest czytelna a przy tym dość nastrojowa. Wiecie – taka jak na filmach – miasta oznaczone punktami, kubiki oznaczające ogniska chorób i pionki symbolizujące graczy. Ze względu na dużą liczbę elementów i niski kontrast, w Pandemic ciężko gra się w słabym oświetleniu.

Karty prezentują się przeciętnie – grafik jest mało, ale za to ładnych i dopasowanych do nastroju gry. Na kartach miast umieszczono podstawowe informacje geograficzne – fajna sprawa, dzięki niej gra nabiera trochę walorów edukacyjnych. W niektórych egzemplarzach gry pojawiły się problemy z taliami (brakuje kilku kart, a innych jest za dużo) – na szczęście kontakt z wydawcą rozwiązuje problem.

Instrukcja jest krótka i dość jasna. Ze względu na kilka zastosowanych w grze nietypowych rozwiązań (dociąganie kart, wtasowywanie innych) łatwo jest
jednak popełnić błędy, skutkujące znaczącym obniżeniem lub podwyższeniem trudności rozgrywki. Po uważnym przeczytaniu instrukcji (najlepiej wspartym lekturą FAQ) problemy z interpretacją zasad powinny zniknąć.

Karty na ręku są tajne – nie można zatem poprosić kolegi o pomoc, jeśli ma się kłopoty z angielskim tekstem. Nie ma go, na szczęście, zbyt dużo, a i to tylko na kilku kartach specjalnych, których działanie można objaśnić przed grą – w porównaniu z Shadows over Camelot treści jest znacznie mniej.

Ogółem wykonanie gry stoi na dość wysokim poziomie. Najsłabszym punktem jest wypraska (kiepska), najlepszym – czytelna i klimatyczna plansza.


Wirusy i riketsje, czyli mechanika


Esencją gry jest walka z czterema szczepami wirusów, które zaatakowały Ziemię. Celem graczy jest wynalezienie szczepionek na wszystkie odmiany, zanim wybuchnie tytułowa pandemia – symbolizowana przez wzrastającą ilość epidemii (ang. outbreaks) i liczbę zarażonych (kubiki). Jeśli chorych będzie zbyt dużo – gracze przegrywają. To samo dzieje się w przypadku, gdy graczom skończą się zasoby (symbolizowane kartami) lub gdy ogniska choroby wymkną się spod kontroli (przekroczenie siedmiu epidemii).

Głównym zasobem w grze są karty, symbolizujące zasoby obecne w określonym mieście. Przykładowo, posiadacz karty Londyn może użyć jej jako ułatwienia transportu, zasobów budowlanych (koniecznych do wzniesienia laboratorium) lub jako pomocy w opracowywaniu szczepionki. Kluczem do zwycięstwa jest znalezienie równowagi pomiędzy celami doraźnymi (zwalczanie chorób i ograniczanie ich zasięgu) a długofalowymi (wynajdywanie szczepionek). Nie można zapomnieć o rozbudowie sieci baz, koniecznych do prac nad szczepionkami i ułatwiających transport. Ostatnim elementem gry są karty specjalne, wspomagające graczy. Jak w życiu – nawet biochemiczni supermani potrzebują grantów.

Dzięki dobrze pomyślanemu systemowi dobierania kart, w każdej rozgrywce epidemie rozwijają się w innych miejscach na planszy. Za to w trakcie rozgrywki choroby zdecydowanie częściej pojawiają się na terenach już zarażonych. System kart chorób i epidemii działa dobrze – jest szybki i dość emocjonujący. Niejednokrotnie porażkę od zwycięstwa dzieli tylko jeden ruch.


Krajobraz po bitwie – wrażenia


W konsekwencji Pandemic na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie dość losowego. Po kilku partiach to wrażenie ustępuje – planowanie i współpraca są tutaj znacznie ważniejsze niż fuks. Mechanika gry – choć dość prosta – oferuje więcej decyzji taktycznych niż Shadowsy. Trudniej tu o element odgrywana roli (odgrywanie chemika jest jednak mniej ciekawe niż zabawa w rycerzy), atmosfera gry bardziej przypomina filmy katastroficzne. Wiecie – dzielni ludzie (strażacy, policjanci, ratownicy etc.) walczący z żywiołem. Nie ma tutaj miejsca na zdrajców i indywidualistów – aby wygrać konieczna jest ścisła współpraca, oparta często na podporządkowaniu się woli lidera.

W efekcie gra mogłaby się znudzić szybciej niż inne pozycje kooperacyjne. Sprzyja temu krótki czas rozgrywki i prostota mechaniki. Antidotum stanowi możliwość regulacji poziomu trudności i losowy dobór postaci.

Różnorodność postaci jest solą Pandemic. Poszczególne rozgrywki mogą się od siebie mocno różnić w zależności od wylosowanych specjalności. W niektórych partiach kluczową rolę ogrywał medyk, w innych dyspozytor lub budowlaniec. Przydatność postaci trochę zależy od ilości graczy – w grze dwuosobowej rola dyspozytora jest nieco mniejsza niż w maksymalnym, czteroosobowym składzie. Nie ma jednak specjalności nieprzydatnych, niemalże w każdej turze korzysta się ze zdolności kontrolowanej postaci.

W praktyce, Pandemic jest nieco mniej podatny na "zużycie" niż Fury of the Dracula. Daleko mu jednak do "gier na całe życie" taki jak Caylus czy Wysokie Napięcie. Sytuację nieco polepsza duża ilość zasad opcjonalnych dostępnych na BGG – nowe role, zasady dla jednej osoby i patenty na zwiększenie poziomu trudności – łatwo więc precyzyjnie dopasować Pandemica do swoich upodobań.

Ze względu na uwypuklenie elementu współpracy, gra świetnie sprawdza się przy wprowadzaniu znajomych w świat planszówek. Pojedyncza partia trwa od jednego do trzech kwadransów, więc gra nieźle nadaje się do treningów w zakresie budowania zespołów. Rozgrywki dwuosobowe są nieco szybsze i odrobinę łatwiejsze. Partie czteroosobowe cechuje bardziej emocjonująca końcówka i konieczność ścisłej współpracy. Po kilku wygranych rozgrywkach odłożyłem Pandemica na półkę. Mam jednak wrażenie, że będę do niego wracał co jakiś czas.

Oczywiście, w chwilach wolnych od hodowli moich mikroskopijnych pupili, które wkrótce pokażą światu mój prawdziwy geniusz...