Głównym bohaterem dzisiejszego odcinka będzie oczywiście Świat Dysku: Ankh-Morpork. Jego twórcą jest Martin Wallace (znany z takich tytułów jak Brass, London, czy Boże Igrzysko), a polski wydawca to Phalanx Games Polska. Serwis Poltergeist objął tytuł swoim patronatem. Jak sama nazwa wskazuje, gra jest osadzona w Świecie Dysku stworzonym przez Terry’ego Pratchetta. Grałem na prototypie (wersja finalna) i jedna zasada została źle wytłumaczona (zaskakująco na korzyść dla gry).
Na początku gry każdy losuje swoją tożsamość. Narzuca ona warunki zwycięstwa. Czasem będziemy triumfować gdy zdobędziemy 50$, innym razem, gdy zdominujemy 4 dzielnice. Oczywiście każdy chce grać Vimesem, który wygrywa, kiedy nikt inny nie zdoła spełnić swoich warunków zwycięstwa, zanim skończą się karty. Każdy lubi przeszkadzać innym. Za każdym razem inna postać, za każdym razem inna strategia. Bardzo fajna sprawa.
Cała mechanika opiera się na kartach, które kształtują i zmieniają sytuację na planszy, i jest naprawdę prosta. Każdy gracz zaczyna rozgrywkę z 5 kartami. Na każdej z nich znajduje się ciąg znaków przedstawiających akcje. Zagrywając kartę możemy wykonać dane akcje, omijając niektóre z nich, jednak nie zmieniając ich kolejności. Kiedy ktoś spełni swoje warunki zwycięstwa, ogłasza to i może cieszyć się zwycięstwem. Proste.
Jak widać, akcje są równie proste. Możemy wystawić agenta, zbudować dom, dostać pieniądze, czy zagrać kolejną kartę. Tylko po co robić niektóre rzeczy? Posiadanie najwięcej agentów w danej dzielnicy powoduje zdobycie dominacji w niej, co może przyczynić się do zwycięstwa niektórych postaci. Postawienie domu daje nam bonus danej dzielnicy (identyczny mechanizm jest w Alien Frontiers). Warto jeszcze wspomnieć, czym są znaczniki niepokoju. Kiedy w jakiejś dzielnicy pojawia się agent, trzeba tam postawić taki znacznik, w chwili gdy agent znika z danej części Pratchettowskiego miasta, znacznik się usuwa. W jednej dzielnicy może być naraz jeden znacznik. Kiedy na planszy jest ich osiem, wygrywa osoba grająca Smokiem Herbowym.
Przyjemność z rozgrywki była, jak dla mnie, bardzo duża. Trzeba się przygotować na sporą losowość i bardzo dużą interakcję. Przypadkowe jest tu prawie wszystko – od kart, które dobieramy, przez tożsamości jakie otrzymamy, aż po wydarzenia potrafiące zupełnie zmienić sytuację. Chaos ten zwiększają dodatkowo współgracze. Dla nich przecież nie ma różnicy, czy usuną Twojego agenta, czy kogoś innego, czy będą starać się o dominację w tej samej dzielnicy co ty, czy nie. Co zaskakujące nie jest to wadą tej gry, wręcz przeciwnie – doskonale ją to uzupełnia. Bo Świat Dysku trzeba traktować jako świetną grę rodzinną. Taką, którą można wyjąć w niedzielne popołudnie i świetne się bawić zarówno z rodzicami, rodzeństwem czy dziećmi. Nie przeszkadza wtedy ogromna losowość i wszechogarniający chaos, a można także docenić lekki element strategiczny. Warto dodać, że mechanika ściśle oddaje temat, czyli wydarzenia ze Świata Dysku.
Na koniec dodam o wykonaniu. Grałem na prototypie, jednak wersja która trafi do sklepów, nie będzie się od niego mocno różniła. Wydanie jest bardzo mocną stroną tej pozycji. Wszystkie ilustracje są, moim zdaniem, genialne. Nie ma w nich ani krztyny cukierkowości. Niektóre są mroczne, inne humorystyczne, a wszystkie pozwalają zagłębić się w świat gry. Dodatkowo wszystkie inne elementy wykonane są z drewna. Nie ma żadnych żetonów, kartonowych znaczników. Tylko drewno. Muszę przyznać, jest to najpiękniejsza gra planszowa jaką widziałem.
Świat Dysku: Ankh-Morpork nie jest grą typową dla Wallace’a, bo nie na co dzień tworzy on gry rodzinne w Świecie Dysku. Drobne walory strategiczne oraz przepiękne wykonanie tworzą z gry świetny tytuł do zagrania z rodziną oraz równie dobry do wykorzystania jako rozgrzewkę przed innym (może także tego samego autora) cięższym i dłuższym tytułem. Zdecydowanie powinna się znaleźć w każdej kolekcji fanów prozy Pratchetta. Ze zdziwieniem przyznaję że, kostki w Twilight Struggle bardziej mnie drażnią niż losowość w tej grze. To najlepsza rekomendacja, jaką mogę jej dać.