» Artykuły » Felietony » Zmęczenie materiału!

Zmęczenie materiału!

Zmęczenie materiału!
Nie mam wielkiego doświadczenia w grach planszowych. Gram od niedawna, wciąż nie znam sporej liczby popularnych tytułów i od czasu do czasu natrafiam jeszcze na grę, która może zaskoczyć mnie czymś świeżym. Tutaj się zatrzymajmy – czy widzicie coś podejrzanego w powyższym stwierdzeniu? Planszówki są moją ulubioną rozrywką od zaledwie półtora roku, a już zaczynam zrzędzić i marudzić. Już kręcę nosem nad nowymi grami rzucając hasłem "Ale to już było". Oto jest choroba która zżera nasze zacne hobby – eksploatowanie jednego konceptu do granic jego wytrzymałości.

Rozważmy eurogry. O tak, doskonały, błyskawicznie rozwijający się gatunek gier oferujący sporo inteligentnej zabawy dla całej rodziny. Niewielka konfliktowość, przeważnie neutralna tematyka i świetnie funkcjonująca, acz abstrakcyjna mechanika. I nieustannie takie same mechanicznie chwyty. A to licytacja, a to zbieranie kart. Zajmowanie terytorium, handel z graczami, zbieranie surowców, zarządzanie ręką... I zbieranie punktów zwycięstwa. Kto to ostatnio powiedział? "Zaskoczę was! W tej grze wygrywa ten, kto będzie miał najwięcej punktów zwycięstwa".

Dywagacje bez argumentów? W takim wypadku, rozważmy targi w Essen. Mekka planszówkomaniaków, wszystkie wydawnictwa, setki nowych tytułów! I jakie głosy nas dochodzą? Lekkiego zawodu. Praktycznie nie pojawiła się na tegorocznych targach pozycja, która wprawiła by wszystkich w skrajne osłupienie swoją pomysłowością i oryginalnością. Dlaczego? Bo dostajemy eurogry. A jak zrobić eurogrę? Weźmy kilka mechanik ze starszych tytułów, zmiksujmy je tak, aby działały et voila. Oto gra! Nie jestem wrogiem tego gatunku, ba, uważam się raczej za miłośnika gier niemieckiego stylu. Ale ile razy można zbierać klocki/żetony/karty/kubeczki/pionki by otrzymać punkty zwycięstwa/chwały/prestiżu (niepotrzebne skreślić)? Chyba już skończyła się era rozwoju dla tego typu gier.

A teraz kilka dowodów rzeczowych. Gdy na półkach sklepów pojawiła się gra Colosseum pierwsze komentarze brzmiały tak: "Książęta Florencji w lżejszej formie". Ba, takie stwierdzenia pojawiały się już przy premierze Thurn und Taxis, które miało być "zmodyfikowanym Ticket to Ride"! A nowiutka Cuba? To przecież ładniej wykonane Puerto Rico. Filary Ziemi? Caylus dla rodziny. Giganten der Lufte? Zmodyfikowane To Court the King. Nawet jeżeli cała gra nie jest nie jest po prostu modyfikacją tego, co już znamy, to prawdopodobnie każda nowa pozycja posiada mechanikę, którą możemy rozłożyć na kilka doskonale znanych nam części składowych. Narzekam i marudzę, prawda? W końcu mechanika ma prawo się powtarzać – inaczej niewiele by gier było na tym świecie. Ale powiedzcie, z ręką na sercu – czy ani razu nie rzuciliście hasła typu "Tak, znam to. Podobnie jest w takiej a śmakiej grze"?

Zmyślam? Może trochę koloryzuję, ale fakty pozostają niezmienione. Coraz szersze grono graczy zaczyna odczuwać rodzaj psychicznego zmęczenia, generuje aurę biernego zniechęcenia wobec "nowych" gier, które tak naprawdę korzystają ze znanych mechanik pakując je w nowe pudełeczko. Od razu zaznaczę, to nie jest znudzenie planszówkami w sensie ogólnym. Gracze nieustannie napływają do klubów, kostki się toczą, żetony są kładzione na planszę, pionki się poruszają, karty są zagrywane i dociągane – chęć grania, potrzeba towarzyskiej rozrywki przezwycięży każde zniechęcenie. Co nie zmienia faktu, że projektanci gier mają coraz trudniejsze zadanie. Nieustannie zbliża się potrzeba rewolucji. Czas, by ktoś w nagłym przebłysku geniuszu stworzył nowy gatunek gier!

Każdy projektant planszówek marzy o tym, by to jego gra była tą rewolucyjną, tą jedyną wspaniałą, która wniesie powiew świeżości. Któż by nie chciał stworzyć absolutnie oryginalnej mechaniki? My, gracze, jesteśmy w uprzywilejowanej pozycji – możemy narzekać do woli, grać w co nam się podoba, wieszać psy na każdej nieudanej pozycji. A twórcy planszówek uwijają się jak w węgorze w ukropie, by stworzyć dla nas danie o zupełnie nowym smaku. Efekty tych prac pojawiają się znienacka i powodują niemałe zamieszanie w społeczności planszówkowców. Pozwolę sobie przypomnieć niemałe zamieszanie wokół oryginalnego Space Dealera. A nasze polskie poletko też, jak widać, potrafi zaimponować. Neuroshima Hex zbiera liczne pozytywne opinie. Głównie dzięki swojej oryginalności i dynamice rozgrywki.

Cóż, nie pozostaje nic innego jak czekać. Wciąż mogę przecież rozkoszować się rozgrywkami w moje ulubione tytuły. Nieustannie mogę przyglądać się świeżym produkcjom – kto wie, lepiej mieć rękę na pulsie, niż pozwolić jakiejś doskonałej grze przepaść w mrokach dziejów. Zmęczenia grami? Raczej nie. Zmęczenie powtarzaniem znanych schematów? Zdecydowanie tak. Oby to była jedynie jesienna chandra...
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Tagi: felieton



Czytaj również

Komentarze


beacon
   
Ocena:
0
Nie jestem planszówkowym wygą, ale felieton i tak mi się podoba. Podejmuje dość oczywisty temat, ale jest ciekawy i rzeczowy.

Natomiast do samej treści - sądzę, że podobnie dzieje się z każdym hobby, które eksploatuje się z dużą intensywnością ;/
09-11-2007 20:34
~kwiatosz

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ech, ujmę to tak: bodziec powtarzany na skutek adaptacji wywołuje coraz mniejszą reakcję. Trochę chyba szkoda na ten temat felieton pisać - jak ktoś łowi ryby, to pierwsza to radocha jak cholera, potem już coraz słabiej. Jak ktoś gra na konsoli, to pierwszy Crash Bandicoot jest spoko, ale 3 już jakby ssie. Jeżeli ktoś lubi ból wywołany ekstremalnie ostrymi papryczkami i sosami, to coraz trudniej znaleźć mu w tym coś nowego.. Generalnie gry planszowe to dosyć jednorodny rodzaj bodźców - nie ma co się oszukiwać że magia nie przeminie.

Swoją drogą - przypomina mi to dziesiątki listów do NEO+ zatytułowanych "Granie mnie już nudzi" - wiadomo że wszystko w pewnym momencie nudzi, chyba nie ma sensu opisywać zmęczenia grami ludzi z popularyzacją tego hobby związanych - bo wtedy każdy by musiał napisać na ten temat felieton (jako że każdego to dotyka w pewnym momencie).
10-11-2007 02:41
Ezechiel
    Hmm
Ocena:
0
Według mnie marudzicie. W każdą grę z pierwszej 5. BGG można grać przez pół życia i widzieć coraz to nowe rozwiązania. Spójrzcie na Tantrixa, na Amyitis, na Goa. Poczytajcie o Origins albo o Agricoli, zagrajcie w 1960.

Pamiętacie marudzenie nt. TuTa? Co z niego wyszło - kolejna oryginalna gra. Fakt, że wychodzi w tej chwili sporo badziewia, gier niedopracowanych i płytkich - jednak ciągle można znaleźć perełki. Fakt, że tegoroczne SdJ nie powalało - Zoloretto jest strasznie słabe.
10-11-2007 09:33
~Don Simon

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Moim zdaniem takie malkontenctwo dowodzi tylko zmeczenia grami i polecam odsapnac. Doszukiwanie sie na sile podobienstw w jednej grze do innej czasem daje zupelnie dziwne rezultaty (TuT i T2R sa zupelnie inne), a zawsze jest zupelnie bezcelowe.
10-11-2007 12:51
Neurocide
   
Ocena:
0
Dla mnie planszówki to długi urlop od rpg. Mógłbym napisać podbny tekst o grach fabularnych. Temat planszówek tez wyeksploatuje, ale jeszcze mi troche zostalo. Co potem nie wiem. Widze za to, ze coraz trudniej mnie zaskoczyc. Tak jak w przypadku rpg zmienie sie w misjonarza, który niesie gry planszowe tubylcom betonu. Lecz ciągle mam ochotę grać w Puerto Rico, Ticketa... euro mnie nie rozczarowuje. Gorzej z wargamingiem, gdyż nie spotkałem sie z tytułym, który mogłby konkurować z GoTem i to jest moj dramat i tu są rozczarowania.
10-11-2007 13:07
~folko

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
W sumie Hubert poruszył dwa wątki. Znudzenie i powtarzalność. Jedno może wynikać z drugiego, ale nie koniecznie. Co do powtarzalności, opisując tytuły wygrywające SDJ, niejednokrotnie spotkałem tytuły których mechanika lata później była wykorzystana w innych grach. To jest normalne. Tak samo jak my wykorzystujemy w swoim życiu wynalazki naszych przodków. Owszem pojawiają się elementy nowe, ba uważam że pojawiają się częściej niż nam się wydaje. Ich "odkrywcy" są zachwyceni, problem w tym, że nie znają dziesiątek gier w których to się już pojawiło. Tak naprawdę mechanika wykorzystywana w grach opiera się na kilkunastu składowych. Jednym z nich jest ruch, innym rzut, licytacja itp. itd. Tak gwoli prawdy, mojego Glika kilka osób porównuje z RoboRally w które nie grałem i które poznałem niedawno ;-)

Targi Essen i zachwyt. Ja po targach byłem przede wszystkim zmęczony. Natłok tytułów i ludzi przytłaczał. Znalazłem grę która mnie zachwyciła - TZAAR. Co w niej jest takiego ciekawego? Prostota i wykorzystanie starych jak świat elementów, które razem świetnie się spełniają... te zdanie pokazuje coś jeszcze. Tworzenie gier jest często podobne do gotowania. Są składniki które razem mogą dać jakiś innowacyjny smak, innym razem nie do końca... a każdy marzy o znalezieniu nowego składnika. Nie wiem czy czytałeś wywiad z Kramerem z najnowszego SGP. O czym marzy ten niesamowity twórca? O wynalezieniu nowego gatunku w grach :-) I nawiązanie do Space Dealera i Neuroshimy. Innowacyjne wykorzystanie czasu wg. mnie jest w Tamsku, SD owszem jest ciekawy, ale czy aż tak innowacyjny ;-) Podobnie w NHex. Michał wymyślił świetne połączenie kilku elementów... podejrzewam że wielu z nich nie znał! Ale przeglądając tysiące gier można znaleźć coś podobnego... inna sprawa, że Michałowy przepis okazał się wyśmienity!

Tyle o powtarzalności. Wyszło przydługo... a zmęczenie. Tu najlepiej wg. mnie odpowiedział Ci beacon. I jeszcze jedno, może to nie jest te hobby które szukasz i które okaże się TYM.
11-11-2007 19:21

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.